Dzień spędzony na Paros minął nam błyskawicznie. Ok. 21:00
zaokrętowalismy się na prom płynący na Syros, skąd następnego dnia
mielismy popłynąć na wymarzone Mykonos...
Pierwsze, co rzuciło nam się w oczy po wylądowaniu w Ermopouli to
tłum ludzi. Tłum większy niż na Santorini - kłębiący się przy
wyjsciu z portu turysci, miejscowi okupujący stoliki w tawernach,
dziesiątki samochodów.
Masakra!
Grzecznie ustawiłem się w wielonarodowej kolejce do budki miejscowej
informacji turystycznej.
Niestety - po pewnym czasie okazało się, że wolnych pokojów już nie
ma i musimy spędzić tę noc w porcie...
Zaanektowalismy stolik w Goody's. Niestety, o drugiej w nocy obsługa
wyłączyła swiatło i zamknęła ten całkiem przyjemny lokal - tak więc
przenieslismy się bezposrednio na nabrzeże.
Aż do switu próbowalismy przespać się - przedrzemać - na betonowych
portowych ławkach.
Wraz z nami nocowali tak młodzi Amerykanie i Włosi.
Nie bylismy sami. Zawyżalismy jedynie srednią wieku... .
Rano byłem tak "padnięty", że nie chciało mi się nawet robić zdjęć...
Szybki spacer po Ermopouli nie przyniósł więc żadnych interesujących
ujęć, czego do dzisiaj żałuję.
Po godzinie 10:00 naszym oczom ukazał się upragniony widok...
Tym własnie promem udało nam się nareszcie dostać na Mykonos.
Odczuwałem wielki niedosyt. Wiedziałem, że moje plany wzięły w łeb
i nie zdążę "zaliczyć" wyspy dla której przypłynąłem na Cyklady.
Nie zobaczę Delos.
Największego skupiska zabytków starożytnosci w tym rejonie.
Byłem zły. Mało tam zły. Zrozpaczony, wsciekły, zmęczony.
Kiedy po ponad godzinnym rejsie dobijalismy do brzegów Mykonos,
wisielczy nastrój poprawił mi widok kilkunastu, jeżeli nie
kilkudziesięciu naganiaczy oferujących kwatery.
Ceny, sięgające nawet 100 € mnie nie przerażały.
Wiedziałem bowiem, że tej nocy będę spał we własnym, wygodnym
łóżku...
Rzeczywiscie - po błyskawicznych targach z trzecią bodaj osobą -
zdecydowalismy się na wynajęcie dwuosobowego pokoju w samym centrum
Mykonos Town.
Cena? 80€ za noc. Moim zdaniem, jak na tą wyspę nawet do
przyjęcia .
Nasza gospodyni - Maria zawiozła nas na kwaterę, skąd po
błyskawicznym prysznicu, podpierając się nosami ze zmęczenia
wyruszylismy na podbój podobno najbardziej zabawowej wyspy na Morzu
Sródziemnym...
c.d.n.
Wersja wzbogacona o zdjęcia - jak zwykle na moim blogu :
http://www.jarek-jasinski.blogspot.com